We wpisie o edukacji finansowej dzieci zasugerowałam, że podstawą sukcesu tj. nauczenia dziecka zarządzania budżetem jest możliwość działań praktycznych związanych z pieniędzmi. A to najłatwiej osiągnąć wręczając dziecku kieszonkowe. To ile dziecku dajemy zależy przede wszystkim od jego wieku i potrzeb, a także naszych oczekiwań, co dziecko powinno z tego kieszonkowego finansować. Czy mają to być tylko własne zachcianki i cele, czy też np. bilety komunikacji miejskiej, posiłki w szkole, przybory szkolne, wakacje. Zależy także od naszej kondycji finansowej. Kieszonkowe nie może być obciążeniem naszego budżetu – jeśli decydujemy się je dawać, musimy być w stanie wygospodarować wyznaczoną kwotę i wypłacić ją zgodnie z umową z dzieckiem. Jak w przypadku każdej decyzji dotyczącej finansów osobistych, przy podejmowaniu decyzji o wysokości kieszonkowego przydaje się prowadzenie budżetu domowego. Dzięki temu wiemy, ile średnio wydajemy na dziecko – informacja ta może być wyznacznikiem, ile powinno wynosić cotygodniowe lub comiesięczne kieszonkowe. Sprawdziłabym po prostu ile wydajemy na spontanicznie zakupy okołodziecięce – przekąski, zabawki, gazetki. Wszystko to, co chcemy by dziecko zaczęło finansować z własnych pieniędzy. Jest to także sposób by tego rodzaju wydatki ograniczyć-zamiast różnych, nieplanowanych kwot mamy po prostu nową pozycję w budżecie-kieszonkowe dziecka.
Kieszonkowe dla dzieci
Od wieku zależy także częstotliwość dawania kieszonkowego. Większa na początku, mniejsza gdy mamy do czynienia z młodzieżą, raczej niż dzieckiem. Kieszonkowe pełni inną funkcję edukacyjną w przypadku 7 -latka, a inną w przypadku 15-latka. Mniejszcze dziecko może sobie nie poradzić z większą kwotą otrzymaną na raz. Na początek chcemy by dziecko oswoiło z pieniędzmi, zrozumiało, że one znikają, gdy się je wyda, odkryło potęgę oszczędzania. W przypadku starszych dzieci chcemy by nauczyły się zarządzać budżetem, planowania, a także potencjalnie inwestowania. Dla kilkulatka miesiąc to wieczność; dając mu pieniądze co tydzień zwiększamy częstotliwość lekcji, a tym samym rośnie szansa, że dziecko da radę zastosować wnioski z jednej lekcji, w kolejnym. W przypadku comiesięcznego kieszonkowego mogłoby się okazać, że dziecko zapomni, czego nauczyło się poprzednim razem i popełni ten sam błąd ponownie. Z kolei by nauczyć dziecko planowania i budżetowania lepiej jest by mogło na raz dysponować większym budżetem, stąd też zalecenie miesięcznego kieszonkowego.
To co jest ważne, jeśli chcemy zacząć dawać dziecku kieszonkowe, to zrozumienie, że po tym, jak je wręczymy są to pieniądze dziecka i to ono ma nimi dysponować. Możemy doradzać, sugerować konsekwencje, ale musimy zaakceptować decyzje finansowe dziecka, jakkolwiek irracjonalne by one nie były. Niestety popełnianie błędów jest nieodłączną częścią nauki i lepiej by dziecko popełniło te błędy dysponując małymi kwotami, niż jako dorosły już człowiek zarządzając własnym dochodem.
Moim zdaniem kieszonkowe nie powinno być czynnikiem dyscyplinującym, jakimś elementem systemu nagród i kar. Nie wiązałabym go w żaden sposób ani z wynikami szkolnymi, ani z wykonywaniem prac domowych. Kieszonkowe to po prostu sposób na edukację finansową dziecka i powinniśmy traktować je jako wydatek w kategorii’ edukacja’; tak jak jesteśmy gotowi płacić za książki, dodatkowe zajęcia czy korepetycje, tak powinniśmy myśleć o kieszonkowym.
Jak kieszonkowe wygląda u nas?
Mój syn ma trochę ponad pięć lat i uznaliśmy, że jest już w odpowiednim wieku by dostawać kieszonkowe: jako tako liczy, interesuje się pieniędzmi, wie skąd się biorą i rozumie część pojęć z dziedziny finansów osobistych.
Kieszonkowe dajemy mu co tydzień i póki co jego tygodniówka wynosi 7 zł. Na razie pomagamy mu z planowaniem budżetu i robimy to zgodnie z pomysłem Rona Libera opisywanym w recenzjonowanej przeze mnie książce „Sztuka Liczenia doTrzech„. Kieszonkowe jest rozdzielane do 3 słoików:
- Na bieżące wydatki
- Na oszczędności długoterminowe
- Na cele charytatywne
Wraz z synem ustaliliśmy proporcje rozdzielania pieniędzy do słoików na 3:3:1, czyli w każdym tygodniu 3 zł idą do słoika na zachcianki i codzienne zakupy, 3zł na „długoterminowe” oszczędności, a złotówka na cele charytatywne. Z tymi pieniędzmi na cele charytatywne mam dodatkowy plan – mój syn ma problem z pozbywaniem się przedmiotów, nie potrafi rozstać się nawet z zabawkami, którymi już od dawna się nie bawi. Gdy słoik z pieniędzmi do „rozdania” wypełni się jakaś sensowną ilością monet zamierzam zaproponować synowi wymianę – niech wyznaczy kilka zabawek w dobrym stanie, które zawieziemy do Domu Samotnej Matki, a pieniądze z tego słoika przerzucimy do oszczędności.
Jeśli syn otrzyma jakieś pieniądze od innych członków rodziny sam może decydować, ile z nich idzie do każdego ze słoików.
W przyszłości pozwolę mu także samemu ustalać sposób budżetowania kieszonkowego – na razie potrzebuje pomocy.
Poniżej znajdziecie gif przedstawiający w skrócony sposób, to jak wygląda u nas kieszonkowe.
Co nam dało kieszonkowe?
Przede wszystkim bardzo duży wzrost poczucia własnej wartości. Syn jest bardzo dumny z kieszonkowego i czuje się bardzo dorosły. Ku naszemu zaskoczeniu rozwiązało to kilka innych problemów – w paru dziedzinach pozbył się kilku dziecinnych nawyków.
Poziom rozmów o finansach z synem przeskoczył na zupełnie nowy poziom. Do tej pory różne terminy związane z finansami były dla niego dosyć abstrakcyjne, teraz może je „przećwiczyć” na własnej skórze – zadaje bardzo dużo pytań i gdy usłyszy o jakimś zagadnieniu finansowym prosi by wyjaśnić mu je nawiązując do jego kieszonkowego.
Nasz syn nigdy nie miał tendencji do „naciągania” nas na różne zakupy, jednak zdarza się, że ma jakieś zachcianki, których my nie chcemy spełnić. Przypominamy mu wtedy, że ma kieszonkowe i jeśli coś chce, musi za to zapłacić własnymi pieniędzmi. Kilka razy zdarzyło się, że zrezygnował z zakupu. Potencjalnie udało nam się uniknąć jakiś konfliktów.
Widzę także niewielki postęp, jeśli chodzi o umiejętności matematyczne.
Co jest największym problemem przy dawaniu kieszonkowego?
Gdy decydowaliśmy się, by zacząć dawać kieszonkowe najstarszemu dziecku, obawialiśmy się reakcji jego młodszej siostry. Nasza córka jest mocno „hop do przodu”, bardzo dobrze odczytuje wszystkie sytuacje społeczne, doskonale dostrzega pewne przywileje i bardzo się domaga, by we wszystkim traktować ją dokładnie tak, jak starszego brata. Okazało się jednak, że fakt otrzymywania kieszonkowego przez starszego brata przyjęła ze spokojem. Wytłumaczyliśmy jej, że też zacznie dostawać kieszonkowe, jak skończy pięć lat. Co tydzień więc pyta się, czy to już, a zapytania o wiek stanowczo twierdzi, że prawie pięć, ale kieszonkowego nie domaga się.
Pozwoliliśmy także uczestniczyć jej w procesie rozdzielania kieszonkowego do słoików i ten, z przeznaczeniem na cele charytatywne zasila ona.
Większym problemem są zakupy syna finansowane z kieszonkowego. Gdy syn chce sobie coś kupić i sugerujemy mu, że może to zrobić, jeśli sam zapłaci, córka natychmiast także chce dany produkt. Gdybyśmy odmówili skończyłoby się to awanturą. Byłoby również niesprawiedliwe, gdyż do tej pory zawsze kupowaliśmy produkty dla obojga. Gdybyśmy po prostu zapłacili za to, co wybrała córka, syn mógłby czuć się pokrzywdzony -dlaczego on musi płacić z własnych pieniędzy, jeśli to samo siostra dostaje bez poświęceń z własnej strony. Naszym rązwiązaniem jest wręczenie mu dodatkowych pieniędzy, na zakupy dla siostry. Niby wychodzi na to samo, co w opcji drugiej, ale perspektywa jest ciut inna. Nie jest to idealne rozwiązanie dla naszych portfeli, ale pomaga uniknąć konfliktów, a równocześnie nadal utrzymujemy funkcję edukacyjną kieszonkowego.
Podejrzewam, że z biegiem czasu pojawiają się nowe problemy, ale nasz „projekt kieszonkowe” z założenia nie miał być statyczny i po prostu zakładamy, że będziemy się dostosowywać do zmieniającej się sytuacji.
A jak u was wygląda sprawa kieszonkowego? Co wam się udało dzięki temu osiągnąć? Czego się obawiacie?